Bogdan Krzysztyniak - góry są moim życiem

Bogdan Krzysztyniak – krośnianin, miłośnik gór. Od wielu lat wędruje po nich, a od czterech uprawia także wspinaczkę, szczególnie w Tatrach Polskich i Słowackich. Posiada Kartę Taternika, jest członkiem Klubu Wysokogórskiego w Krakowie. W lipcu 2011 r. Bogdan Krzysztyniak wraz z dwójką przyjaciół zdobył wymarzony, a zarazem trudny alpejski szczyt Matterhorn (4478 m n.p.m.), położony na granicy Szwajcarii i Włoch w Alpach Pennińskich. Ta jedna z najbardziej rozpoznawalnych gór świata - symbol Szwajcarii i całych Alp, jest jednocześnie jedną z najbardziej niebezpiecznych gór Europy. Skalno-lodowa piramida pochłonęła już ponad 500 ludzkich istnień.Jak rozpoczęła  się twoja przygoda ze wspinaczką Zanim zacząłem się wspinać to dużo chodziłem po górach.

Zacząłem jeszcze w szkole średniej od Bieszczadów. Gdy ją skończyłem zachciało mi się czegoś więcej, więc pojechałem w Tatry. Z początku chodziłem po nich w lecie i tylko po szlakach. W końcu w 2008 zachciało mi się tatr w zimie jednak wiedziałem że bez doświadczenia było by samobójstwem się w nie pchać  Znalazłem ofertę w sieci i poszedłem na kurs. Kurs tzw. zimowej turystyki wysokogórskiej który przygotowuje człowieka do samodzielnego poruszania się w zimie po górach z elementami łatwej wspinaczki. Potem poznałem kilka osób z którymi chodziłem w lecie szlakowo. Na jesieni 2008 pojechałem w Alpy z kolega który był moim instruktorem na kursie zimowym. Plan był ambitny i mimo iż kolega mi to odradzał to się uparłem i pojechałem.

Plan zrealizowaliśmy tylko w 50%, bowiem zrobiliśmy tylko ( wtedy dla mnie aż ) łatwą grań na Aiguille du Midi ( 3842m npm ). 250m grani o trudnościach III. Przyznam szczerze że dało mi popalić i zobaczyłem że jak chce się wspinać to bez doświadczenia się nie obejdzie. Następnego dnia mieliśmy uderzać w stronę Mont Blanc jednak musieliśmy iść w dół ze względu na załamanie pogody. Po powrocie zacząłem dalej chodzić po tatrach głownie w zimie i w znacznej mierze sam.

W lecie 2009 poszedłem na kurs skałkowy który jest wstępem do szkolenia w górach, po czym po miesiącu na letni kurs taternicki gdzie pod okiem instruktora przed 2 tygodnie działaliśmy wspinaczkowo w Tatrach robiąc drogi wspinaczkowe o różnych trudnościach ale zazwyczaj w przedziale od III do V. W zimie 2010 roku zrobiłem zimowy kurs taternicki  który przygotowuje do wspinaczki w zimie i w zimowych warunkach tak samo trwający 2 tygodnie, gdzie oprócz dróg wspinaczkowych również w przedziale od III - V uczyliśmy się o lawinach jak zrobić biwak w ścianie jeśli na s złapie noc i wiele innych przydatnych informacji.

Zanim jednak  zrobiłem zimowy kurs taternicki to na własną rękę pochodziłem po tatrach w zimowych warunkach również sam. Po ukończeniu kursów zdałem egzamin po czym otrzymałem kartę taternika. Wtedy w 2010r  poznałem Adriana i Rafała z którymi wspinaczkowo w górach działałem zarówno w leci jak i zimie i z którymi wspinam się  do tej pory.  Gdy zaczynaliśmy to nawet wtedy nie przypuszczałem że 2 lata później razem z nimi stanę na szczycie Matterhornu.

Aklimatyzacja jest bardzo ważna osoby  które to lekceważą mogą narazić się na bardzo poważne komplikacje ?

Tak zgadza się. Aklimatyzacja jest bardzo ważna. W tatrach które są niskimi górami niekoniecznie, chociaż słyszałem kilka razy że ludzie mieli problemy w postaci bólu głowy. natomiast Alpy i wyższe góry już tak.  Chodzi o to by stopniowo nabierać wysokość a nie od razu iść do góry jednym cięgiem.  Czyli jak podchodzimy określoną wysokość do góry to zazwyczaj powinniśmy tam zostać na noc aby organizm się przyzwyczaił do danej wysokości. Czyli np jeśli udajemy się na Mont Blanc to po dojściu do każdego schroniska której jest po drodze w każdym powinniśmy spędzić jedną noc.

Osoby które to zlekceważą mogą nabawić się choroby wysokościowej. Z reguły pierwszymi objawami są ból głowy, nudności, wymioty. Często także osłabienie, brak apetytu, zawroty głowy, problemy z zaśnięciem. Nie należy tego lekceważyć. Zazwyczaj najlepszym sposobem na takie przypadki jest zejście w niższe partie gór i tam regeneracja sił. Jedne osoby aklimatyzują się szybciej inne wolniej, to zależy tylko od naszego organizmu. Jedna osoba na ból głowy wystarczy że weźmie tabletkę przeciwbólową i problem minie, ja tam miałem na Matterhornie po noclegu na 4000m.

Rano miałem lekki ból głowy wziąłem tabletkę i było po problemie. Jeśli występuje więcej z ww. objawów nie należy tego lekceważyć. Jeśli nie będziemy nic z tym robić myśląc że przejdzie i stara się iść do góry może to doprowadzić do ostrego stanu czym jest obrzęk płuc lub obrzęk mózgu które w przypadku braku interwencji lekarskiej może doprowadzić do zgonu.
 
Bardzo ważne jest odpowiednie przygotowanie trening i ukończenie odpowiednich kursów ?

Ukończenie kursów jak najbardziej. Ja jak zaczynałem swoją przygodę ze wspinaniem to właśnie od kursów. Trochę to kosztuje ale jednak na takich kursach nauczyłem się wszystkiego co powinienem wiedzieć, jak się wspinać jak asekurować jak sobie radzić w zimie itp. Kursy wspinaczkowe podzielone są na poszczególne etapy. Musimy najpierw zrobić kurs skałkowy który trwa 6 dni i przygotowuje do wejścia w świat gór. Kurs taki odbywa się w skałach zazwyczaj jury krakowsko-częstochowskiej. Następnie letni kurs taternicki który trwa 14 dni i odbywa się w całości w tatrach.

Taki kurs przygotowuje do samodzielnego wspinania się w górskich ścianach w letnich warunkach. Dopiero potem możemy zrobić zimowy kurs taternicki który trwa również 14 dni. Taki kurs również trwa w całości w tatrach i przygotowuje do wspinania się w górskich ścianach w warunkach zimowych a więc w większości gór na świecie. Osoby które np nie interesuje wspinanie a jedynie turystyka zimowa a nie wiedzą jak poruszać się w rakach i z czekanem istnieje kurs tzw. zimowej turystyki wysokogórskiej, taki kurs trwa 4 dni przygotowujący człowieka do samodzielnego poruszania się w zimowych warunkach w górach w niewspinaczkowym terenie, bądź z elementem łatwej wspinaczki np  z odcinkiem lodowym.

Jak znaleźć nalepą ofertę na rynku jeśli chodzi o szkolenie wśród tylu ofert na rynku ?

Ofert na rynku jest cała masa. Szkól jest mnóstwo. Ja mogę polecić szkołę Polskiego Związku Alpinizmu umieszczonego na Hali Gąsienicowej w Tatrach. Szkoli tam profesjonalna kadra instruktorska. COS PZA Betlejemka prowadzi różne kursy od podstaw zimowych po kursy wspinaczkowe letnie i zimowe.  Ponad to jest to zarazem rodzaj schroniska dla wspinaczy.
 
Gdzie się ubezpieczać i dlaczego jest to takie ważne ?

Większość ludzi którzy wspinają się lub chodzą po górach ubezpiecza się w Alpenverein. Ja mam to właśnie ubezpieczenie. Polecili mi je znajomi i z tego co wiem jest to najbardziej korzystne ubezpieczenie obejmujące góry na całym świecie do wysokości 6000 m npm. Ubezpieczenie  jest bardzo ważne ponieważ gdy za granica kraju coś nam się stanie w górach  a nie mamy takiego ubezpieczenia to poszkodowany człowiek pokrywa z własnej kieszeni koszty akcji ratunkowej. Jedynie w Polsce służby ratownicze prowadzą akcje za darmo za granica jeśli polecą po kogoś śmigłowcem a dana osoba nie ma ubezpieczenia to może się narazić nawet na koszty z rzędu 20 000 zł ( kwota przykładowa bo może być wyższa lub niższa ).

Każda akcja kosztuje, czy to z użyciem śmigłowca czy jak ratownicy po kogoś pójdą na nogach. Gdy zdarzy się wypadek to ratownicy w danych górach udzielą zawsze komuś pomocy, jednak później żądają okazania ubezpieczenia. Gdy je posiadamy to ubezpieczyciel pokrywa koszty akcji i leczenia. W przypadku braku ubezpieczenia dana osoba musi pokryć wszystkie koszty w większości przypadków zarówno akcji ratunkowej jak i leczenia. Ja proponuję jak już wyżej była wzmianka ubezpieczenie Alpenverein.

Działa w każdych górach i pokrywa koszty każdej akcji, koszt takiego ubezpieczenia wynosi około 60 euro na rok a więc nie duże pieniądze. Oczywiście każdy może sobie wybrać inne ubezpieczenie jednak bardzo ważne jest aby w danym ubezpieczenie obejmowało akcję ratowniczą przy użyciu helikoptera. Ważna rzeczą jest również to  że jak jedziemy do któregoś kraju europy aby zabrać ze sobą tzw. europejską kartę ubezpieczenia zdrowotnego którą wydadzą nam w każdym oddziale NFZ.

Najbardziej niebezpieczna sytuacja w jakiej się znalazłeś ?

Było ich nawet kilka. Z jednej to się dziwie ze wyszedłem bez szwanku bo każdy mówił że powinienem był wtedy zginać. Pojechaliśmy się wspinać na jeden z lodospadów w dolnie Białej Wody w tatrach słowackich.  Podczas wspinaczki na tym lodospadzie już pod koniec drogi wyszedłem z 20 m ponad stanowisko asekuracyjne , jednak ostatni punkt asekuracyjny miałem 10m niżej, stało się tak ze względu na słaby lód.

Miałem dosłownie 2 ruchy by wyjść z progu i skończyć drogę jednak lód mi pękł pod czekanami i poleciałem w dół. Lotu miałem około 20 m odbijając się nie tylko od lodu ale i od skał na które mnie zniosło, czyli ile wyszedłem tyle spadłem, bo to nie jest tak że odpadając leci się do ostatniego punktu asekuracyjnego ale drugie tyle. Koledzy mówili że to cud że mi się nic nie stało bo myśleli że już po mnie, a ja miałem jedynie lekkie rozcięcie na kolanie.  Innym razem szliśmy we 2 na Lodowy Szczyt w słowackich tatrach.

Za bardzo poszliśmy za daleko i weszliśmy na strome śnieżne zbocze. Szliśmy wtedy na tzw. lotnej asekuracji czyli bez zakładania stanowisk związani tylko liną. Idąc w takim systemie jeden zakłada punkty asekuracyjne a drugi je zdejmuje, jednak zanim 2 osoba zdejmie punkt to ten pierwszy musi coś założyć tak aby między 2 osobami był przynajmniej jeden punkt asekuracyjny. Jednak stało się wtedy tak że nie było możliwości założenie jakiegokolwiek punktu więc szliśmy dalej związani jedynie liną i nagle ja pojechałem ze zsuwem śnieżnym. Na szczęście zatrzymałem się kilka metrów niżej. Gdybym poleciał z tym śniegiem dalej to pociągnął bym kumpla za sobą i przelecielibyśmy się we 2 przynajmniej 500m w dół. Na szczęście nic się wtedy nikomu nie stało. Innym z kolei razem wybraliśmy się w 3 osobowym zespole na zachodnią ścianę Kościelca. Chcieliśmy zrobić trudną drogę tzw. Komin Świerza. Była połowa października ale były wtedy letnie warunki jeszcze a wtedy ta droga była sucha co w większości lata jest zawsze mokra skała.

Po zrobieniu pierwszego wyciągu kolega zaczął prowadzić następny. Ja z 2 kumplem zostałem na stanowisku i nagle z góry poleciał dość duży kamień i w efekcie czego kolega stojący obok mnie nim dostał. Uderzenie było takie że stracił przytomność na chwilę a kask z tyłu miał pęknięcie. Dziwie się tylko że ja nie oberwałem bo miałem nogę tuż obok jego głowy. Gdybym ja dostał tym kamieniem to chyba by mi ta nogę urwało skoro siła uderzenia była taka że koledze kask pękł. Na szczęście obyło się wtedy bez akcji ratunkowej bo kolega za chwile doszedł do siebie, mówiąc że jest ok skończyliśmy drogę i zjechaliśmy w dół. Byliśmy wtedy tego roku 2 zespołem który t a drogę zrobił jednak ja wiem że już tam nigdy nie pójdę. Nieciekawą sytuację miałem też na Matterhornie już podczas schodzenia ze szczytu. Postanowiliśmy zjeżdżać na linie ile się da.

Był to chyba nasz wtedy ostatni zjazd przed tym jak dalszą drogę mieliśmy schodzić. Robiliśmy zjazd nie w linii prostej a po ukosie. Ja zjeżdżałem ostatni i stało się tak że zarzuciło mnie a co za tym idzie zrobiłem wahadło i lekko mną pozamiatało po skałach, w dodatku lina się splątała co uniemożliwiło jej ściągnięcie. Mi się nic wtedy nie stało tylko trochę się poobijałem i musiałem na przyrządzie zaciskowym iść do góry by linę przeklarować i zjechać raz jeszcze tym razem bez niespodzianek. Po czym po ściągnięciu liny poszliśmy z asekuracja w dół. Z sytuacji niebezpiecznych to w zimie miałem jeszcze kilka razy tak że na danym stoku śnieżnym ściągnęło mnie z zsuwem śnieżnym na szczęście nie dużo i mnie nie zasypało.

Jaki jest niezbędnik który należy zawsze mieć przy sobie ?

O każdej prze roku latarkę czołową, bo nigdy nie wiadomo czy nas nie złapie zmrok podczas wędrówki/wspinaczki. Ja zawsze nosze 2 ze sobą. dodatkowo apteczkę, jedzenie wysokokaloryczne typu czekolady czy batony dużo picia w lecie wystarczy woda mineralna natomiast w zimie termos z ciepłą herbatą. Jeśli nawet nie idziemy się wspinać a turystycznie idziemy poza szlakiem obowiązkowo kask, nigdy nie wiadomo czy ktoś nie wspina się w danym rejonie i czy nie zrzuci nam kamienia na głowę. W zimie górach gdzie by się nie szło to raki i czekan to podstawa. Tak samo powinno się nosić detektor lawinowy + sondę i łopatę. Jakąś zapasową odzież na zmianę, w zimie rękawiczki na zapas w razie zgubienia. W zimie dodatkowo okulary z filtrem uv by nie zepsuć sobie oczu. W wysokich górach gdy słońce mocno świeciło to promieniowanie uv odbijało się od śniegu i w przypadku gdy ktoś nie nosił okularów ochronnym nieraz były przypadki  że nabawił się ślepoty śnieżnej. Efektem była utrata wzroku nawet na kilka dni.

Czy jest do drogie hobby, jaką kwotę musimy wydać na początku na sprzęt i jaka markę byś polecił ?

Generalnie wspinaczka w górach jest drogim sportem. Szczerze mówiąc na sprzęt musimy sporo wydać. Oprócz sprzętu wspinaczkowego musimy kupić specjalną odzież która też do tanich nie należy. Ciężko mi jest określić ile dokładnie ale na początek to i tak jest wydatek z rzędu kilku tysięcy mając na myśli na początku Tatry i Alpy. Jeśli chodzi o markę to zarówno w odzieży jak i w sprzęcie wspinaczkowym jest tego cała masa. Jeśli chodzi o odzież to z pewnością mogę polecić firmę Millet lub Mammut. Ja używam kilka rzeczy z firmy Millet i szczerze powiem że jestem zadowolony.

Ewentualnie Hi Mountain, też kilka rzeczy posiadam. Jeśli chodzi o obuwie na lato jak i do wspinania na zimę to polecam firmę Scarpa lub La Sportiva.  Odnośnie sprzętu wspinaczkowego to jeśli chodzi o liny ( w górach powinno się używać 2 lin ) ja mogę polecić  linę tzw. połówkową Mammut Genesis, sam używam tych właśnie 2 lin o długości 60m każda. Odnośnie reszty sprzętu to z całą pewnością proponuje firmę Petzl lub Grivel jest jeszcze firma Black Diamond ale ma wyroby dużo droższe. Chociaż z firmy Black Diamnd dużo osób łącznie ze mną używa do asekuracji tzw. friendów typu Camalot, bardo dobre do asekuracji jednak w górach potrzebujemy ich kilka rozmiarów a każdy kosztuje od 250 wzwyż za sztukę.  Najlepiej jest jak ktoś zaczyna wspinanie i ma od razu druga osobę z którą będzie się wspinać.

Wtedy poza sprzętem który musi mieć każdy to koszty reszty dzieli się na 2 osoby, czyli liny i reszta rzeczy którymi będziemy się asekurować czyli haki kości, friendy, taśmy, ekspresy ( 2 karabinki połćzone krótką taśmą służące do połączenia punktu asekuracyjnego z liną ) w zimie dodatkowo śruby lodowe czy w tatrach tzw. igły do traw które wbija się w zamarznięte trawy. Jako sprzęt osobisty to każdy musi mieć uprząż kask 5 karabinków zakręcanych 2 niezakręcane , ekspres,  2 taśmy długa i krótka 2 linki repsznura (cienka linka służąca do asekuracji ) przyrząd asekuracyjno zjazdowy no i w lecie buty wspinaczkowe co i w zimie tak samo tyle że z twardą podeszwą.

W zimie dodatkowo każdy musi mieć raki wspinaczkowe  ( ja używam firmy Grivel model G14 ) i 2 czekany wspinaczkowe ( ja mam 2 firmy Petzl model Quark i jestem bardzo zadowolony ). Jeśli chodzi o detektory to co prawda drogim ale bardzo dobry jest detektor firmy Mammut typ Pulse.  

Zdobywanie kolejnych czynów to niesamowita przygoda, ale często okupiona wieloma wyrzeczeniami ?

Tak to prawda. To jest niesamowita przygoda którą się na długo pamięta. Nawet jak się coś nie uda to i tak pozostaje w pamięci jak np poszedłem z kumplem w zimie wspinać się na Mur Hrubego w Tatrach Słowackich. Mimo iż nam nie wyszło bo musieliśmy się wycofać ze ściany to i tak wyjście w nieznany rejon nocleg w dolinie prawie pod gołym niebem to i tak uważam że warto było. Innym razem poszliśmy w Tatry Słowackie do doliny Batyżowieckiej. Nie ma tam schroniska więc 2 noce spaliśmy w kolebach,  czyli pod ogromnymi głazami. Wspinaliśmy sie wtedy na południowej ścianie Batyżowieckiego Szczytu.

Piękna ściana, zlało nas wtedy ale i tak było warto. Wiele wspinaczek w tatrach miło wspominam, gdy była sytuacja paskudna to z niej należało wyciągnąć wnioski na przyszłość. Jak do tej pory moja najlepsza wypraw która na długo pozostała w pamięci to Matterhorn. Ale fakt jest tego też druga strona. W czasie działalności górskiej na pewno nie ma miejsca na alkohol, o tym należy zapomnieć. Często też człowiek nie je tyle ile powinien, gdy np poszedłem raz się wspinać na Słowację, akcja trwała prawie całą dobę z podejściem, wspinaniem zejściem i powrotem a ja zjadłem przez ten czas tylko kilka batonów bo trzeba się było działać. Nieraz a w zasadzie zawsze nosi się plecaki ważące tyle że normalnie nikt by tyle kg nie nosił na plecach. Fakt sprzęt rozkłada się na liczbę osób w zespole ale zazwyczaj jak się chodzi w 2 osobowym zespole (max jest 3) to liny i sprzęt do asekuracji swoje waży, a dochodzi jeszcze zapasowe ubranie itp. W szczególności w zimie plecaki ważą jak dochodzi tych ubrań więcej, do tego raki czekany i wiele innych potrzebnych rzeczy.

Jeśli idziemy na drogę i wiemy że czeka nas biwak w ścianie to dochodzi dodatkowo do dźwigania ( szczególnie w zimie ) gruby śpiwór, jakaś płachta biwakowa palnik i gaz i jakieś jedzenie by móc coś zjeść na ciepło. Niestety nikt za nas tego nie wyniesie więc trzeba swoją część dźwigać z bez tego się nie pójdzie. Nieraz w górach trzeba topić śnieg by pozyskać wodę ( robiliśmy tak na Matterhornie ). Niestety smak takiej wody jest paskudny nawet jeśli wrzuci się do tego jakieś tabletki z witaminami do rozpuszczania w wodzie (nawet się powinno bo taka woda nie posiada żadnym minerałów ) to i tak odczujemy inny smak niż normalnie. No ale niestety ma się do wyboru albo się odwodnić co jest dla człowieka bardzo niebezpieczne, albo się napić czegoś takiego. Tak samo z żywnością nieraz by zaoszczędzić na kilogramach w góry bierze się tzw. żywność liofilizowaną w torebkach.

Zalewa się to tylko woda i jest pożywna, jednak smakowo po którejś porcji z kolei będziemy mieli jej dość. W górach wspinaczkowo działa się w określonym zespole więc jeden na drugim musi polegać. Jeden drugiemu musi pomagać bo inaczej nie ma to sensu. Tak samo jak idziemy w góry to tempo dostosowujemy do osoby która jest wolniejsza od nas. Jest zasada razem wychodzimy razem wracamy. Nieraz jak chodziliśmy w kilka osób to mogłem z 2 osób dawno być na dole ale czekaliśmy na resztę i szliśmy ich tempem bo stanowiliśmy zespół.  Kolejnym czynnikiem jest zmęczenie. Nieraz tak się działo że schodząc podanym wspinaniu trzeba było jeszcze wrócić do schroniska. Nieraz byliśmy tak zmęczeni że nie chciało się już nic ale niestety trzeba było zasuwać kolejne 2h by w końcu dotrze gdzie trzeba.

W lipcu 2011 r.   wraz z dwójką przyjaciół zdobyłeś wymarzony, a zarazem trudny alpejski szczyt Matterhorn (4478 m n.p.m.), położony na granicy Szwajcarii i Włoch w Alpach Pennińskich. Matterhorn który pochłonął ponad 500 ludzkich istnień ?

Tak zgadza się. Matterhorn marzył mi się odkąd zacząłem się wspinać. Wiedziałem jednak iż nie jest to szczyt łatwy, więc musiałem się solidnie przygotować to tego wyjazdu. Według statystyk na tej górze zginęło ponad 500 ludzi więc to mówi samo za siebie  ze góra jest niebezpieczna.

Co sprawiło wam największy problem podczas wspinaczki na Matterhorn ?

Szczerze przyznam że pomimo iż szliśmy najłatwiejszą droga na ten szczyt to ona wcale taka łatwa nie była jak się wydawało. Na całej długości drogi była ogromna ekspozycja. Dolna część drogi jest strasznie zawikłana topograficznie, zgubić się tam jest bardzo łatwo. Dodatkowo w dolnej części drogi czyli pomiędzy schroniskiem Hornlihutte  (3260m npm )a schronem Solvay (4000 m npm ) jest straszna kruszyzna, czyli istnieje ogromne ryzyko oberwania spadającymi kamieniami, gdy idzie naraz kilka zespołów to nieraz jedni na drugich potrafią zrzucić nawet potężne głazy, my mieliśmy to szczęście że wchodząc na tej właśnie części drogi byliśmy sami a schodząc tamtędy szło za nami jedynie 2 amerykanów, którzy ostrożnie działali.

Górna część drogi czyli powyżej schronu Solvay już nie jest taka krucha, tam raczej na całej długości jest lita skała , jednak trudności wzrastają, dodatkowo zaczyna się śnieg i lód czyli trzeba iść w rakach. Dodatkowym dla mnie utrudnieniem byli przewodnicy z klientami. Szli z klientem do góry nieraz nie zwracając uwagi na nikogo, raz bowiem mało brakło a francuski przewodnik stanął by mi rakiem na ręce. Innym razem jak zjeżdżaliśmy z partii podszczytowej to raz się zdarzyło że przewodnik zrzucił mi linę, na szczęście wpiętą w stanowisko zjazdowe w dół którą przygotowywałem do kolejnego zjazdu. Oczywiście lina się splątała i musieliśmy ja klarować jeszcze raz. Ewidentnie zrobiło to specjalnie bo będąc wyżej widziałem uśmiech na jego twarzy.

Przewodnicy robią na złość tym którzy tam idą sami bo na nas nie mają zarobku. Ogólnie przewodnicy organizują tam między sobą tzw. wyścig szczurów bo za każde wejście z klientem na szczyt mają po około 1000 franków szwajcarskich. Jak byliśmy w schronisku to widzieliśmy wpisy w książce to jeden z przewodników był w niej wpisany non stop przez ostatnie  2 tygodnie, czyli codziennie wchodził z kimś na szczyt i tego samego dnia schodził na dół co daje niesamowite pieniądze a widzieliśmy podczas wejścia że jak klient nie daje rady to ciągnie go na siłę do góry.

Ogólnie na tej drodze trudności wspinaczkowe trzymają i jest ich sporo, w wielu miejscach są sztuczne ułatwienia ringi do asekuracji czy stanowiska do zjazdów ale to i tak nam jedynie trochę ułatwi sprawę. Resztę musimy zakładać sami. Dodatkowo największym zagrożeniem jest tam załamanie pogody, którego szczerze powiem nie wyobrażam sobie na tej górze. My cały czas mieliśmy super pogodę. Jeśli złapie nas załamanie pogody to na 4000m jest schron wspomniany Solvay, jednak oferuje jedynie 10 miejsc noclegowych. Spaliśmy tam 1 noc podczas wspinania i szczerze powiem że jak by tam weszło 10 osób to nie będzie gdzie się ruszyć.

Więc jak załamanie pogody by większą liczbę osób dorwało to po prostu w Solvayu się nie pomieszczą. Zejście dolnej części drogi we mgle dodatkowo by to utrudniło, bo gdy przy pięknej pogodzie idzie się zgubić to we mgle bardzo łatwo można by się było władować na wschodnią ścianę gdzie bardzo łatwo o upadek z lawiną śnieżną czy kamienną.

Jakie masz plany na przyszłość ( chodzi o wspinaczkę) ?

Planów jest bardzo dużo, pomijając fakt wspinania latem czy zimą w tatrach bo tam mam  wiele dróg które chciałbym zrobić jednak w Alpach na pewno będę chciał wrócić na Matterhorna i zrobić grań Zmutt czy drogę klasyczną na jego północnej ścianie jednak na to musze nabrać sporo doświadczenia. Moim największym marzeniem jest wyjazd w góry Alaski, np na Mount McKinley który jest najwyższym szczytem Ameryki Pn jednak aby tego dokonać muszę wraz z kolegami znaleźć firmę sponsorującą bo to juz jest drogi wyjazd. Tak samo chciałbym też pojechać w góry wyższe np Pamir czy Himalaje i zdobyć któryś z ośmiotysięcznych szczytów jednak na taki wyjazd bez firmy sponsorującej się nie obejdzie.

Chcesz ratować ludzi w górach starasz się o wstąpienie do TOPR. Nie łatwo jest należeć do tej elitarnej grupy ?

Tak to prawda. Większość wolnego czasu spędzam w Tarach więc chciałbym wstąpić do TOPRu, skoro tam przebywam to mógłbym również nieść pomoc innym. Jednak daleka droga przede mną.
Aby wstąpić w szeregi TOPR trzeba zdać kilka egzaminów narciarski, wspinaczkowy kondycyjny, topograficzny. Po czym po zdaniu tego wszystkiego jeśli wszystko zostanie zaakceptowane zostaje się przyjętym na 2 letni staż kandydacki. Największym dla mnie problemem są narty, chociaż koledzy mnie dużo nauczyli to jednak muszę trochę jeszcze w tej kwestii nabrać doświadczenia zarówno w jeździe po stoku czy w terenie górskim, zobaczymy może w końcu mi się  kiedyś uda.

Zanim zdobyłeś Matterhorn uprawiałeś  wspinaczkę,  w Tatrach Polskich i Słowackich, które można powiedzieć znasz jak własną kieszeń ?

Tak zgadza się. Wiele wspinałem się właśnie w Tatrach zarówno w zimie jak i w lecie, ale Tatr aż tak wspaniale nie znam, tzn. znam większość tam gdzie się wspinałem lecz w wielu miejscach nie byłem.
Tatry mi w znaczny sposób pomogły w przygotowaniu do Matterhorna. Wiele się w nich wspinałem w lecie , czy w zimie w również tez na lodospadach lub też chodziłem trekkingowo poza szlakami. Mam zdobyte 10 z 14 szczytów należących do Wielkiej korony tatr. W najbliższym czasie będę chciał to dokończyć.

W wielu miejscach byłem w wielu nie ale będę chciał pójść się wspinać czy chociaż trekkingowo w rejony w których nie byłem w najbliższym czasie. W tatrach przed Matterhornem poza przygotowaniem wspinaczkowym dużo przygotowałem się kondycyjnie. Bowiem wraz z kumplami robiliśmy nieraz bardzo szybkie przejścia w lecie czy w zimie. Nieraz np przybliżony czas danej trasy wynosił 15h to my potrafiliśmy to zrobić w 8h z czego około godziny posiedzieć sobie na szczycie. Nieraz też miałem akcje że zbiegałem z jednego schroniska do miasta jechałem z kolegami na Słowację  podchodziliśmy pod daną górę wchodziliśmy na nią określoną drogą schodziliśmy w dół i jak wracaliśmy na Polska stronę to ja wracałem z powrotem do góry do danego schroniska. Wtedy poza przygodą i odwiedzeniem rejonu w którym nie byłem miałem trening kondycyjny bo zazwyczaj to było kilkanaście godzin działalności.

Jesteś członkiem Klubu Wysokogórskiego w Krakowie, ciężko dostać się do takiego klubu i jakie warunki trzeba spełnić ?

Tak należę do Klubu Wysokogórskiego w Krakowie od 2009r. Pytasz czy ciężko się dostać do Klubu Wysokogórskiego, to zależy od klubu. Jedne kluby wysokogórskie przyjmują praktycznie każdego który po opłaceniu składki
klubowej staje się jego członkiem, inne jak w moim przypadku KW Kraków przyjmują wspinaczy tzn. albo po ukończonych kursach w którejś ze szkół wspinania albo po zrobionych kursach wspinaczkowych w danym klubie gdzie po jego/ich ukończeniu członkowstwo dostaje się automatycznie. Warto się do jakiegoś klubu zapisać, bowiem na legitymacje z danego klubu są zniżki w sklepach ze sprzętem górskim. Legitymacja klubowa tak samo jak karta taternika uprawnia na Słowacji do poruszania się poza szlakami. Poza tym w danym klubie możemy poznać osoby z którymi będziemy się wspinać lub jeździć na wyprawy.

Jakie są najczęstsze błędy popełniane przez turystów amatorów ?

Z tego co słyszałem od kolegów którzy są ratownikami to zazwyczaj jeśli chodzi o lato to nieodpowiednie obuwie, brak przygotowania kondycyjnego które jest przyczyna zasłabnięć lub brak światła jak zazwyczaj kogoś zastaje noc i nie wie gdzie iść.  W zimie brak raków i czekana co jest powodem wielu pośliźnięć i nieraz upadków w przepaść, brak detektorów lawinowych co w przypadku porwania danej osoby przez lawinę znacznie utrudnia znalezienie jej pod śniegiem.  Nieraz wśród turystów powodem wypadku jest alkohol. Parę razy słyszałem od kolegów że znosili osobę która doznała wypadku a była pod wpływem alkoholu.

Osoby które wybierają się zimą w góry powinni mieć przy sobie detektor lawinowy to może uratować im życie ?
 

Tak, zgadza się detektor lawinowy jest bardzo ważnym urządzeniem podczas zimowej działalności w górach. Jest to urządzenie które pozwala szybko zlokalizować osoby zasypane przez lawinę. Jeśli idziemy w 2 osobowym zespole i wyżej to rzecz jasna każdy musi mieć takie urządzenie.  Po włączeniu ustawiamy detektor na tryb nadawania, gdy jedną z osób zasypuje lawina to reszta przełącza swoje detektory na tryb odbioru i za jego pomocą szuka zasypanej osoby. Jednak oprócz detektora to każdy musi mieć łopatę i tzw. sondę lawinową, te trzy rzeczy tworzą tzw. zestaw lawinowy.

Gdy ktoś udaje się na kurs do wspomnianej przeze mnie szkoły COS PZA Betlejemka to nikt nie wychodzi w zimie na kursie w góry bez tego zestawu. Za pomocą samej sondy człowiek bardzo długo się szuka pod śniegiem a będąc pod nim zasypanym to po 15 min nasze szanse przeżycia maleją o połowę. Detektorem szuka się znacznie szybciej, pod warunkiem że zasypana osoba i szukająca go ma. Kolega który jest ratownikiem mówił że najszybciej to za pomocą detektora znalazł zasypanego w 5 min.

Co poradził byś osobą które chcą zacząć swoja przygodę ze wspinaczką ?

Osobom które chcą zacząć sie wspinać, radziłbym zacząć od kursów wspinaczkowych. Ja od tego właśnie zaczynałem i jak już była mowa wcześniej o tym nauczymy się tam wszystkiego co niezbędne. Każdy kto chce się wspinać niech zada sobie wpierw pytanie jak i gdzie się chce wspinać. Otóż jedni wola wspinaczkę tylko i wyłącznie w skałach inni w górach ale tylko w letnich warunkach a jeszcze inni z kolei w zimie a co za tym idzie w górach wysokich. Po zrobieniu kursu/ów najlepiej jeśli zaczniemy się wspinać z osobą której ufamy, i najlepiej jeśli dana osoba będzie lepsza od nas.

Bowiem wtedy nauczymy się szybciej wspinać i przy niej rozwiniemy swoje umiejętności wspinaczkowe. Jednak należy pamiętać że nawet jak zrobimy wszystkie kursy to nie należy uważać się od razu za najlepszych. Ja mimo iż jestem spory czas po kursach to wciąż w górach uczę się czegoś nowego. Tak samo jeśli chodzi o wypadki w górach. To nie jest tak że giną w nich zazwyczaj początkujący wspinacze. Zdarza się to również najlepszym. Wiadomo że dany sprzęt i doświadczenie jest ważne ale należy pamiętać że wypadek może się zdarzyć każdemu. 

Każdy kto myśli o tym by zacząć się wspinać w górach niech wie że pochłonie go to do reszty. Zawsze będzie chciał więcej, tak jest ze mną od kilku lat w wolnym czasie żyję tylko tym. Przez to że dużo się wspinam to rozwijam swoje umiejętności na trudniejsze drogi czy na wspinanie w wyższych górach. Osobom które chcą zacząć swoją przygodę ze wspinaniem radzę aby wstąpili do jakiego klubu wysokogórskiego, przez co dostaną zniżki w sklepach w danym mieście przez co taniej będą mogli kupić sprzęt.

W jakim wieku można zacząć swoją przygodę ze wspinaczką ?

Praktycznie w każdym. Tzn w górach wspinających się widywałem zarówno osoby starsze jak i bardzo młode. Na kurs można iść będąc pełnoletnim czyli po ukończeniu 18 lat. Tak jest w większości szkół, jednak gdy ktoś jest niepełnoletni to musi mieć podpisaną zgodę rodziców, byłem świadkiem gdy na kursie w innej szkole  szkolił się chłopak który miał 17 lat i szczerze przyznam że wspinał się bardzo dobrze. Innym razem znowu widziałem starszego pana który na kursie taternickim też super się wspinał.  Ja uważam że wiek nie ma znaczenia.

 Jak radzić sobie gdy pogoda nagle się złamuje ?

Idąc na wspinaczkę w góry należy zawsze zapoznać się z prognoza na dany dzień lub 2-3dni ( zależy gdzie się wybieramy i ile nam to zajmie ).  Jednak gdy pomimo iż prognozy były dobre a nas łapie załamanie pogody to jeśli mamy takie miejsce by się schronić i przeczekać to jest to najlepsza opcja. Jeśli nie to zazwyczaj trzeba odpuścić i się wycofać. W lecie gdy słyszymy nadchodzącą burzę trzeba od razu opuścić szczyty lub granie ( zależy gdzie się znajdujemy ) i uciekać do doliny. Przypadki porażenia piorunem w górach stają się bardzo często przypadkiem śmierci wielu osób.

Mnie z kumplem raz porządnie zmoczyło jak nas złapała ulewa w ścianie Batyżowieckiego Szczytu, jednak mieliśmy wtedy możliwość przeczekania i wisieliśmy pod przewieszeniem skały przez pół godziny mniej więcej w 2/3 ściany, gdy ulewa się skończyła dokończyliśmy drogę. Gdybyśmy byli na grani szczytowej to z pewnością zaczęlibyśmy zjeżdżać ściana w dół , trochę by zeszło ale jest to z pewnością najszybszy sposób ucieczki na dół.  Innym razem z kolei złapał nas deszcz w połowie ściany jednak iż to nie była burza wspinaliśmy się dalej.

W deszczu dokończyliśmy drogę jednak przy mokrej skale trudności wzrosły. Można się było wycofać jednak chcieliśmy dokończyć drogę. W takim przypadku poza zmoknięciem wzrastają trudności wspinaczkowe gdy np. przy suchej skale jest trudność wspinaczkowa V to przy deszczu wynosi o stopień wyżej. Załamanie pogody w zimie to już inna rzecz. W zimie zazwyczaj przy załamanie pogody towarzyszy zimny wiatr który dodatkowo nas wychładza. Śnieżyca i mgła utrudnia dodatkowo orientację w terenie więc trzeba umieć nawigować z pomocą mapy i kompasu by trafi do schroniska, lub mieć GPS który znacznie to ułatwi. Tzn. w lecie gdy w nieznanym terenie zrobi się mgła mamy ten sam problem jednak w zimie jest o tyle gorzej że mamy biało dookoła i to jest dodatkowa trudność.

W zimie w tatrach raz się spotkałem z nagłym załamaniem pogody. Wspinaliśmy się w Tatrach na grani Kościelców przy lekkim wietrze i świecącym słońcu.  W pół godziny pogoda się załamała. Nawiało sporo chmur i zrobiła się mgła w dodatku wiatr coraz bardziej się wzmagał. Na szczęście doszliśmy do przełęczy z której zaczęliśmy schodzić w dół.  Z czasem pogoda tak się załamała że jak już byliśmy poza trudnościami to jak zaczęliśmy iść do schroniska to wiatr wiał z taką siła że co chwile nas przewracał, as my w dodatku we mgle szukaliśmy drogi do schroniska, na szczęście wiedząc mniej więcej jak iść.

Droga która normalnie by trwała 1,5h nam przy tym wietrze zajęła ponad 3. Jak się później dowiedzieliśmy wiało 120 km/h więc jeśli by nas dorwało na grani to by nas pewnie zdmuchnęło stamtąd. W zimie przy mrozie i wiejących wiatrach szybko się człowiek wychładza, szczególnie gdy pogoda się załamie. Należy więc pamiętać by mieć dodatkową odzież i dobre rękawice by się nie poodmrażać. Dobrym elementem które możemy kupić w sklepie ze sprzętem są ogrzewacze chemiczne które możemy włożyc do rękawic.

Czy bezpiecznie jest wspinać się w pojedynkę ?

Szczerze powiem że nie, ponieważ zazwyczaj jak człowiek wspina się w pojedynkę to się nie asekuruje. Tzn. jest możliwość wspinania się w pojedynkę i asekurowania  ale większość ludzi tego nie robi bo to jest czasochłonne. Ja sam parę razy wspinałem się w pojedynkę albo w zimie przechodziłem daną trasę bez asekuracji sam, jednak wtedy nie możemy sobie pozwolić nawet na najmniejszy błąd, ponieważ jak się wspina bez asekuracji to odpadnięcie od ściany kończy się tragicznie. Dana osoba leci na sam dół.