Grzegorz Sudoł - trzykrotny olimpijczyk

Trzykrotny olimpijczyk (Ateny 2004, Pekin 2008 i Londyn 2012), brązowy medalista mistrzostw świata oraz srebrny medalista mistrzostw Europy. Reprezentował Polskę w pucharze Europy w chodzie (medale w drużynie), a także w pucharze świata. Sportowiec jest absolwentem oraz pracownikiem naukowo-dydaktycznym Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie,trener klasy pierwszej PZLA w lekkoatletyce (żródło  wikipedia). 

Pan Grzegorz Pochodzi z małej miejscowości na Podkarpaciu - Nowej Dęby. Od dzieciństwa pasjonowała go motoryzacja, dlatego w tym kierunku kształcił się w szkole średniej. Przygodę ze sportem rozpocząłem w IV klasie szkoły podstawowej od zajęć z: piłki nożnej, lekkiej atletyki (biegi średnie i przełajowe). Kiedy miałem.  Chciał bym podziękować Panu Bogdanowi Rajchel 2 dan  z Pszczyńskiej Akademi Sztuk Walki za pomoć w skontaktowaniu się z Panem Grzegorzem.

Jak to się zaczęło ?

Przygodę ze sportem rozpocząłem w IV klasie szkoły podstawowej od zajęć z: piłki nożnej, lekkiej atletyki (biegi średnie i przełajowe). Będąc na obozie wakacyjnym w Janowie Lubelskim poszliśmy na marszobieg. Niestety albo stety zbłądziliśmy. Część trasy pokonywaliśmy marszem. Jeden z kolegów dał pomysł by się ścigać kto szybciej będzie szedł.....i tak się zaczęło. Były to moje pierwsze mini zawody chodem sportowym, albo nazwijmy to szybkim marszem. Trener zaproponował mi przekwalifikowanie się na chodziarza. Nie podobało mi się to za bardzo ale postanowiłem spróbować. Zbiegło się to z chwilą głośnej dyskwalifikacji Roberta Korzeniowskiego w Barcelonie na Igrzyskach Olimpijskich.

Pojechałem w końcu na pierwsze moje zawody do Stalowej Woli i ku mojemu zdziwieniu...wygrałem, będąc młodszym od rówieśników młodzików. Tak też zaczęła się moja przygoda z chodem sportowym. Najważniejszym etapem edukacji w moim życiu były studia wyższe na Akademii Wychowanie Fizycznego w Krakowie. Ukończyłem tą Akademię w 2005r, a następnie rozpocząłem pracę w Katedrze Teorii i Metodyki Lekkiej Atletyki. Upartość w dążeniu do celu i konsekwencja towarzyszy mi w sporcie oraz życiu codziennym. Jestem człowiekiem otwartym na współprace, pogodnym i wrażliwym na drugiego człowieka.

Panie Grzegorzu jak wygląda olimpiada oczami zawodnika ?

To duża impreza, bardzo specyficzna i najważniejsza w karierze każdego zawodnika. Sama otoczka Igrzysk Olimpijskich jest zupełnie inna niż np. Mistrzostw Europy czy Mistrzostw Świata.
Polski Związek Lekkiej Atletyki nominując zawodnika do wyżej wymienionych zawodów często robi to elektronicznie a na zebraniu już na miejscu wręcza nominację. W przypadku Igrzysk Olimpijskich wygląda to zupełnie inaczej. Odebranie sprzętu olimpijskiego, podpisanie flagi olimpijskiej, otrzymanie piątego kółka olimpijskiego oraz sama nominacja sprawia iż zawodnik wie, że to najważniejsze wydarzenie sportowe jest tuż tuż.

Wrażenie, zresztą słuszne, bo jest to coś innego - największa i najważniejsza impreza sportowa czterolecia. Zakwaterowanie zawodników również jest inne. Na Mistrzostwach Świata i Mistrzostwach Europy drużyny są zakwaterowane w hotelach a na olimpiadzie jest zbudowana specjalnie dla zawodników wioska olimpijska, która liczy ponad 10.000 sportowców, gdzie do dyspozycji mamy wszystko począwszy od fryzjera po MC DONALDSA, który był jednym ze sponsorów Igrzysk. Jest również choćby basen, mały stadion, siłownia, odnowa biologiczna, szpital.

IO nie można porównać do żadnego innego wydarzenia sportowego. Zainteresowanie mediów jest również dużo większe niż na innych zawodach. No i oczywiście oprawa i kibice. W Londynie  po raz pierwszy organizatorzy podjęli decyzję, że na chód sportowy część trasy będzie biletowana. Nie przeszkodziło to sympatykom tego sportu, którzy licznie zgromadzili się na arenie i nie mówię tu tylko o strefach otwartych tzw. niebiletowanych. W tych pozostałych, gdzie koszt biletu wynosił od 20 do 700! funtów był komplet. Widać było, że nie tylko dla Londyńczyków ale i dla osób, które przyjechały do Anglii na Igrzyska było to bardzo ważne wydarzenie.

Mieliście możliwość zwiedzania Londynu, nie było zakazu opuszczania wioski ze względu na możliwe zamachy terrorystyczne ?

Tak, mieliśmy możliwość zobaczenia Londynu. Nie było z tym żadnego problemu, przynajmniej ja nie słyszałem o takim zakazie. Ja zresztą byłem rok przed IO w Londynie obejrzeć trasę jaką przygotowali organizatorzy i wtedy miałem trochę więcej czasu na zwiedzanie. Oczywiście teraz też pozwoliłem sobie znaleźć chwilkę czasu po starcie na małe zwiedzanie, byłem pod m.in. Tower Bridge, ale już w drugi dzień po starcie zaplanowano mi niestety powrót. Chciałem zobaczyć jak wygląda miasto podczas Igrzysk.

Miałem możliwość porównania Londynu do Aten czy Pekinu, gdyż start w Londynie to już moje trzecie IO. Porównując tegorocznego gospodarza do swych poprzedników to wypadł naprawdę słabo. Podam prosty przykład: gdyby zawiązać oczy jakiemuś laikowi sportowemu następnie przetransportować go do centrum miasta, to nie ma szans by zorientowałby się, że właśnie odbywają się tu IO.

Brał Pan udział w trzech olimpiadach, proszę powiedzieć, które z nich były według Pana najlepiej zorganizowane ?

 Jeśli chodzi o przygotowanie imprezy to zdecydowanie najlepiej zaprezentowali się Chińczycy organizując Igrzyska w Pekinie. Były one zorganizowane na najwyższym światowym poziomie. Chiny chciały się pokazać światu jako wielka potęga gospodarcza oraz również organizacyjna i sportowa. W Pekinie wszystko było dopięte na ostatni guzik włącznie z tym, że drzewka były przywiązane bezbarwnymi linkami tak, aby wyglądało to jak najbardziej naturalnie. Oczywiście nie sposobnością było przygotować całego miasta, a dla zawodników jak i kibiców były wyznaczone specjalne trasy, specjalne strefy, którymi wożono ludzi, aby nie mieli możliwości zobaczenia tego miasta od tej gorszej strony (jeśli ona jest). W Londynie chyba nie trzeba było nic chować. Sama wioska, oraz park olimpijski z wieloma arenami sportowymi został celowo zbudowany w troszkę gorszej dzielnicy, na obrzeżach Londynu. Chciano, aby właśnie tam bardziej pobudzić gospodarkę, wybudować centra handlowe obiekty sportowe, które w przyszłości miały by przyciągać turystów.

Biega Pan w okularach firmy Brenda ?

Tak, startowałem już w Pekinie w okularach tej marki. Była ona tam sponsorem reprezentacji, a teraz jest również moim. Pod kątem sportowym bardzo sobie chwalę tą współpracę i produkty firmy BRENDA. Jak ja to mówię - oczy są bramą, o którą trzeba dbać. Gdy zakładamy okulary to zmniejsza się napromieniowanie. Chronimy również oczy przed działaniami UV, owadami, pyłem czy innymi elementami które mogą uszkodzić nasz wzrok. Polepszamy naszą widoczność i przez to podnosimy bezpieczeństwo swoje i pośrednio innych.

Zmagał się Pan z kontuzją, która pozbawiła Pana medalu ?

W 2011 roku byłem bardzo dobrze przygotowany, byłem w super formie. Myślę, że gdyby nie kontuzja to miałem olbrzymie szanse na zdobycie Mistrzostw Świata. Taki jest jednak sport i jest to wliczone w ryzyko, nie ma co już dziś gdybać. Na potwierdzenie powiem tylko fakt, iż w marcu obiłem rekord Polski na 35km. Potem, nastąpił pierwszy uraz a na MŚ odnowiła się kontuzja. Naprawdę miałem bardzo trudne chwile. Mój trener, który się dwa miesiące „nie ruszał” chodem sportowym, wychodził na bieżnie a ja nie mogłem za nim nadążyć.

To było dla mnie bardzo deprymujące i spowodowało chwile zwątpienia. Przetrwałem je na szczęcie i dziś mogę tu być z Panem. Mięśnie się wzmocniły i zregenerowały szczególnie te naderwane. Jest tak, ak jak Pan mówił - wykonać musiałem ciężką pracę, bo start na 50 km  jest wyzwaniem i dużym obciążeniem dla organizmu a trening przygotowujący do tego jest morderczy. Miałem dwa BPS-y (Bezpośrednie Przygotowanie do Startu) po drodze, czyli dwa razy przygotowanie do startu. Każdy z nich to około sześciu tygodni pracy na poziomie 150 km tygodniowo, więc bardzo dużo. Nie wyszło, brakło czasu no i przede wszystkim startów. Okazało się, że na Igrzyskach Olimpijskich będę startował na 20 km a nie na 50 km, który jest moim koronnym dystansem.

Trochę było trudno się z tym pogodzić. Oczywiście na 20 km tez można powalczyć jednak na tych zawodach stwierdziłem, że moim dystansem jest 50 km. Dużo wcześniej trzeba by było się przestawiać z treningiem. Wygląda on zupełnie inaczej, są duże różnice, na pewno trzeba pokonać mniej km niż do 50 km no i jest trochę inny jakościowo pod kontem szybkościowym. Na 20km trzeba mieć zapas prędkości, bo tam Chińczyk idąc po 3min 50s na km nie stwarzała ta prędkość dla niego żadnego problemu przybić sobie „piątkę” z kibicami. Tak prędkość jest dla mnie prędkością graniczną, ja z taką idę na dystansie 5 km a nie na 20 km. Muszę poprawić czas na tych krótszych dystansach  i rekord mieć na poziomie 1h19min.

W karierze zawodnika istotną rolę odgrywają również sponsorzy ?

Myślę, że odgrywają bardzo istotną rolę, wręcz nieocenioną w rozwoju zawodnika. Dla przykładu w Pekinie zająłem dziewiąte miejsce i kiedy okazało się że ta pozycja nie daje zawodnikowi stypendium, ma ograniczone szkolenie, to właśnie sponsorzy sprawili, że zostałem w sporcie. Pierwsza ósemka dostaje stypendium, a zawodnicy poniżej tego miejsca są mało istotni dla naszego systemu szkolenia-niestety. Zawodnik ma zmniejszoną ilość zgrupowań i zamiast mu pomóc wskoczyć na wyższy poziom, ogranicza mu się szkolenie i nie ma prawa do otrzymywania stypendium.

Zadałem sobie wtedy pytanie (po Pekinie), czy stać mnie na bycie sportowcem i poświęcenie się temu? Tym bardziej, że w między czasie pracuję na AWF w  Krakowie - prowadzę zajęcia z lekkiej atletyki, otworzyłem przewód doktorski. Trzeba utrzymać rodzinę, a sport na takim poziomie, na poziomie pierwszej dziesiątki Igrzysk Olimpijskich nie daje szans na utrzymanie z profitów od państwa. Mam zatem sporo zajęć którym muszę poświęcić czas, by zarabiać mając rodzinę, córkę Aleksandrę, która ma 3,5 roczku.

Gdy startowałem na IO w Pekinie moja żona była wtedy w ciąży i gdyby nie pomoc sponsorów to nie było by mnie już w sporcie. Nie zdobyłbym czwartego miejsca MŚ rok później czy srebrnego medalu Mistrzostw Europy w  2010 r. Jestem im bardzo wdzięczny, bo to m.in. nim  ich zapewnieniom, że mi pomogą mogłem osiągać sukcesy. Są to ACTION S.A (ACTIV JET), Farma Projekt, Hotel Galicja w Ulanowie, Sema Print z Krakowa.

Czy oprócz  chodu sportowego  trenuje Pan  inną dyscyplinę ?

Nie. Jazdy na nartach spróbowałem amatorsko kiedy byłem na studiach. Oczywiście bardzo mi się spodobało ale ze względu na to iż jest to sport bardzo kontuzjogenny musiałem odłożyć narty, bo nie zrobić sobie krzywdy. Zresztą były takie przypadki w chodzie sportowym gdzie dziewczyna pojechała na narty zerwała wiązadła krzyżowe i musiała bardzo długo się rehabilitować. Kolejny taki przykład to Robert Kubica. Jak pokazuje życie robiąc coś innego - mówiąc wprost ryzykując, można przekreślić sobie karierę. Mam nadzieję, że Robert wróci, gdyż jestem jego wielkim fanem i życzę mu szybkiego powrotu do zdrowia i do wyścigów F1.

Lubię pograć ze znajomymi w piłkę nożną, ale wiedzą że nie mogą ze mną grać ostro, wręcz pozwalają mi na dużo. Kiedyś mój brat grał w nogę zresztą na niezłym poziomie. W lekkiej atletyce jestem jednym z nielicznych, który czyta przegląd sportowy na stronach 1do 16, czyli te które są poświęcone piłce nożnej. Do moich hobby można jeszcze zaliczyć fizykoterapię lubię wiedzieć jak zabiegi wpływają na człowieka, na co pomagają.

Wspiera Pan również wszystkie sposoby aktywnego odpoczynku ?

W dzisiejszych czasach spora część ludzi jest mało aktywna, wybiera colę chipsy, fastfoody. Prowadzi to do otyłości, a co za tym idzie różnego rodzaju chorób. Kiedyś poszedłem na jeden z egzaminów –tym razem z antropologii. Mój wykładowca zapytał się mnie dlaczego ludzie w większych miastach mają większe zaangażowanie w sport.  Wymieniałem, że mają dużo łatwiejszy dostęp do obiektów sportowych, większe możliwości itd. A on w pewnym momencie powiedział  cyt. „mają większą świadomość potrzeby ruchu, tego, że sport to zdrowie”

Plany na przyszłość ?

Pochodzę z małej miejscowości na Podkarpaciu - Nowej Dęby. Od dzieciństwa pasjonowała mnie motoryzacja, dlatego w tym kierunku kształciłem się w szkole średniej. Może kiedyś „wyląduję” w motoryzacji jak Adam Małysz…
Mam 34 lata, na następnych igrzyskach będę miał 38 lat - zobaczymy. Cztery lata to dużo czasu. W sporcie czasem on szybko ucieka… Aczkolwiek Robert Korzeniowski w wieku 37 lat  zdobył Olimpijskie złoto. Daje sobie 2 lata w chodzie i zobaczę co dalej, jak będzie wyglądać zdrowie, jak treningowo, jak wypadam na tle zawodników z czołówki światowej. Wiele czynników wpłynie na moją decyzję odnośnie dalszej kontynuacji kariery.  Nie chcę jechać na Igrzyska w Rio na wycieczkę.

Bardzo poważnie podchodzę do zawodów i reprezentowania barw naszego kraju.  Zawsze daję z siebie wszystko, bardzo chciałbym zdobyć medal w Rio, albo zająć miejsce w pierwszej ósemce. Jest to marzenie każdego sportowca.  Ale na dzień dzisiejszy nie będę składał żadnych deklaracji. Za rok są Mistrzostwa Świata, za dwa lata Mistrzostwa Europy spróbuje się zakwalifikować i zobaczymy jak wypadnę. Pozdrawiam wszystkich moich kibiców i dziękuję za wsparcie i doping.